Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wtedy zrozumiała, że naprawdę istnieje życie po śmierci. Że anioły mają niewiele wspólnego z jej wyobrażeniami, a zamieszkane przez demony piekło jest czymś jak najbardziej rzeczywistym.
Drugi października dwa tysiące trzeciego roku okazał się dniem innym niż wszystkie.
Tego dnia Diletta Mair umarła.
Książka wciągnęła mnie w swój świat już od pierwszych stron, akcja jest wręcz idealna, inna niż w dotychczasowych przeczytanych przeze mnie książkach.
Główni bohaterowie fantastyczni, urzekł mnie Alois Petersen, czyli ten przystojny, a za razem tajemniczy chłopak. Komuś mogłoby się wydawać, że książka jest nawiedzona i mało zgodna z życiem normalnych ludzi, ale według mnie ''Dzień, w którym umarłam'' to genialna lektura, opowiadająca o innym życiu, niż to nasze na Ziemi.
I tak jak w książce zagubiona dziewczyna może odkryć swoje prawdziwe ''ja'', tak czytelniczka może poznać nowy ''czarny charakterek'' i zakochać się bez pamięci!
Moja ocena: 9/10 i z całego serca gorąco polecam! :*
A wy czytaliście tę książkę? Co o niej myślicie?
Macie może w planach?
''Niech los zawsze Wam sprzyja''
''Kobiety to szatany... skończone diablice''
Buziaki :*
StormwWind
'' - Diletta!
- Co, Alois?
Wtedy nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Kto by przypuszczał... Kruk zakochany w ptaszynce.
- Do cholery, kawał z ciebie pieprzonej debilki - szepnąłem, gwałtownie ją do siebie przyciągając. - I niech mnie trafi szlag, ale... taką cię uwielbiam.''